mailto

Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone. Przedruk, cytowanie lub dokonywanie wyciągów z tekstów umieszczanych na tej stronie wymaga pisemnej zgody autora grzegorz@mailcity.com



"Na obraz i podobieństwo swoje"

Na obraz i podobieństwo swoje, (2002) - sztuka w jednym akcie.


Autor: Grzegorz Górski
Tytuł: Na obraz i podobieństwo swoje.

Osoby:
Ona1
Ona2
On1
On2

Akcja toczy się bez żadnych przerw. Gdy jedna postać schodzi ze sceny, następna postać pojawia się w tym samym momencie, praktycznie scena nigdy nie jest pusta (poza ostatnią sceną). Postacie wymieniają się "w locie". Dialog nie zostaje przerwany nawet na moment.
 
 

Scena1

(Na tylnej ścianie sceny wyświetlane jest wnętrze biblioteki, półki z książkami. Drzwi w dekoracji po lewej stronie, po prawej stronie i pośrodku. Po obu stronach środkowych drzwi wyświetlane są dwie wysmukłe i wysokie szafy z książkami. Pozostałe szafy z książkami są niższe. Po prawej stolik i dwa krzesła. Po prawej na ścianie - wieszak, na nim kilka ubrań (białe, czarne itd.) Na środku sceny kobieta - Ona1 - w długim czarnym płaszczu, pod płaszczem strój strażniczki więziennej, ale tego nie widać; próbuje znaleźć książkę, przebiega palcami po grzbietach książek, mówi do siebie)

Ona1:
Znowu nie ma. Przecież zamówiłam. Miała być dzisiaj.

(z prawej wchodzi On2, śpiesznym krokiem)

On2: (kładąc palec na ustach)
Proszę ciszej, to jest biblioteka.

Ona1:
A gdzie moja książka?

On2:
Przejrzałem wszystkie zwroty. Widać jeszcze nie oddali.

Ona1:
Jest mi potrzebna, rozumie pan. Potrzebna!

On2:
No przecież dzień czy dwa .... żadna różnica

Ona1:
Dla pana!

On2:
Ciszej, to jest biblioteka.

Ona1:
Żaden "dzień czy dwa". Nie mogę już dłużej czekać. Od tego .... zależy .... życie.

On2:
Życie? Od książki? Pani chyba żartuje.

Ona1:
Ani trochę. To jest właśnie ta książka, stara książka, ja wiem, ale bez niej, wszystko zaprzepaszczone, a...a... a termin upływa niedługo... rozumie pan w końcu, czy nie?

On2:
To jeszcze nie koniec świata.

Ona1:
Totalny koniec, zagłada, ... apokalipsa!

On2:
Ciszej!

Ona1:
Jestem na bruku, razem ze wszystkimi genialnymi koncepcjami - jak uratować świat.

On2:
Uratować świat?

Ona1:
A co pan myśli, że do tego koniecznie trzeba Bruce Willis'a, czy Schwarzenegger'a? ... a ...i koniecznie musi być w Ameryce, co?, jak na filmie?

On2:
Przesadza pani.

Ona1:
Chciałabym przesadzać, wie pan, Bóg mi świadkiem, że chciała bym. Mówię panu, nie ma pieniążków - koniec!

On2:
A więc o pieniądze tu chodzi. To pieniądze mają uratować świat?

Ona1:
Znalazłam sposób na to jak uratować świat niechybnie zmierzający do samozagłady. Nikt mi nie wierzy, to nic. Niech mi chociaż pan uwierzy, muszę tylko coś sprawdzić i zdobyć fundusze.  Ale bez pieniędzy - koniec! Chyba są powody do rozpaczy? To nieunikniona apokalipsa! samounicestwienie!

On2:
Ja się na tym nie znam.

Ona1:
Co ja mówię - "samounicestwienie". To pan zawalił sprawę, postawił mnie, nas wszystkich na brzegu katastrofy ...!

(rozmowę przerywa mężczyzna z książką w ręku  - On1 -; wchodzi z prawej, ubrany w długi płaszcz, w śmiesznych drucianych okularach)

On1:
Przepraszam, chciałem zwrócić książkę, ale powiedzieli mi w okienku, żebym przyszedł prosto tutaj, ktoś podobno na nią czeka ...

(Ona1 bierze gwałtownie książkę, prawie wyrywa)

Ona1:
Jest, jest, jest! (całuje okładkę)

On2:
Proszę mi ją oddać! Muszę ją najpierw przyjąć, żeby potem wypożyczyć.

Ona1:
Ja jej z rąk nie wypuszczę!

On2:
Cicho! No dobrze, tam jest w środku taka kartka, proszę mi ją dać to wszystko wpiszę, wstawię daty ...

(Ona1 wyciąga kartę biblioteczną, i zaraz przyciska książkę do piersi, On1 uśmiecha się. On2 odchodzi na prawo i schodzi ze sceny)

On1:
Słyszałem co pani mówiła. Przepraszam, zaczytałem się. Powinienem był oddać dwa dni temu...

Ona1:
Niech już pan nic nie mówi, dobrze?

On1:
Dobrze, ale chciałem przeprosić. Czy mogę panią zaprosić na herbatę. Ma pani jeszcze cały jeden dzień, żeby dokończyć pracę.... (podnosi palce w geście przysięgi) tylko na herbatę.

Ona1: (spogląda niepewnie)
No dobrze, tylko na herbatę.

Scena2

(Mrugnięcie światłem, na  tylnej ścianie sceny wyświetlone jest wnętrze kaplicy cmentarnej. Widać stojącą trumnę. Słychać cichą muzykę organową)

On1:
Kiedy to się stało?

Ona1: ( z książką w ręku)
Dokładnie nie wiem. Podobno tydzień temu.

On1:
Aż tydzień, i dopiero ci powiedzieli.

Ona1:
Myślisz, że ktoś się tym przejmuje? Co ich to obchodzi. W całej tej wielkiej polityce jednostki się nie liczą.

On1:
Nic się nie liczy. Może efekt końcowy, ale nikt nie patrzy za jaką cenę został osiągnięty.

Ona1:
Zawiadomiłeś pozostałych?

On1:
Tak, zaraz jak tylko dowiedziałem się od ciebie. Powinni być tu lada moment. (patrzy na zegarek) Mamy jeszcze pół godziny. Jesteśmy za wcześnie.

Ona1:
Mówisz - "za wcześnie". Hm, myślę, że o wiele za późno, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Tak, spóźniłam się, a może wtedy inaczej by się wszystko ułożyło.

On1:
Nie możesz robić sobie wyrzutów. To nie zależało w najmniejszym stopniu od ciebie.

Ona1:
Może, może ..... (otwiera książkę) Popatrz, uciekły mi gdzieś wszystkie modlitwy, które kiedyś umiałam, muszę sobie przypomnieć.

On1:
To nerwy.

Ona1:
Nie, po prostu ...., a może nie całkiem po prostu, zapomniałam.

(dźwięk organów urywa się, po chwili z lewa na prawo przechodzi zakonnik w długim brązowym habicie)
On1: (zatrzymuje go)
Czy to może ksiądz grał?

On2:
Tak. Przepraszam, jeśli przeszkodziłem. W pobliskim zakonie gdzie przebywamy nie mają organów. Przychodzę czasem tutaj pograć. Tam tylko śpiewamy.

On1:
Przepraszam, wyjdę i zobaczę, czy może pozostali nadchodzą...

Ona1:
Czy myśli ksiądz (wskazuje głową w górę), że tam coś jest - istnieje jakieś życie po życiu?

On2:
Nie nosiłbym tej szaty zakonnej, gdybym myślał inaczej. Tak, mocno wierzę w życie wieczne. Nie mam co do tego wątpliwości...

Ona1:
I kiedyś tam się wszyscy spotkamy?

On2:
Na pewno.

Ona1:
Może szybciej niż myślimy ....

On2:
To zależy tylko od Pana. On ustawia drogi przed nami, czasem skomplikowane i kręte, potrzebujemy drogowskazów, ale pani (dotyka książkę) już odnalazła drogę. W końcu wszyscy ją znajdujemy. (pochyla głowę i odchodzi na prawo)

(Ona1 podchodzi do stolika i kładzie na nim książkę. Unosi chustę i zaczyna przykrywać sobie głowę, odwraca się tyłem do publiczności.... mignięcie światłem, na  tylnej ścianie sceny wyświetlone jest wnętrze groty z jasnym otworem)

Scena3

(z lewej wchodzi Ona2 w długim płaszczu z twarzą zakrytą. Obie kobiety mają w tej chwili zakryte twarze, Ona1 wygląda przez otwór w jaskini. Odgłosy strzelaniny, szum zawodzącego wiatru)

Ona1:
Ciągle strzelają! Nie powinnaś przychodzić.

Ona2:
Wiem, ale stąd lepiej widać.

Ona1:
Niepotrzebnie ryzykujesz.

Ona2: (spostrzega książkę)
Co to?

Ona1:
Zobacz sama.

Ona2:
Księga? (otwiera książkę) Co w niej napisane?

Ona1:
Przeczytaj.

Ona2:
Wiesz, że nie umiem czytać, przecież nam nie wolno ... Co ty robisz?

Ona1:
Czytam, jak nikt nie widzi ....

Ona2:
Umiesz? Kto cię nauczył?

Ona1:
Czy to ważne kto?

Ona2:
I co w niej jest?

Ona1:
Wszystko.

Ona2:
Jak "wszystko" może się tam zmieścić?

Ona1:
Chcesz, żebym nauczyła cię czytać?

Ona2:
Nie wiem. A jak ktoś się o tym dowie?

Ona1:
Nikt nawet nie wie, że mam tę księgę.

Ona2:
A skąd ją masz?

Ona1:
Znalazłam w jednym zbombardowanym domu i ukryłam ...

Ona2:
Ale nasza religia zabrania nam czytać .... nie powinniśmy nawet dotykać tej księgi ... Co w niej napisane?

Ona1:
Już ci mówiłam, wszystko, cała prawda.

Ona2:
Ale ...

Ona1:
I to, że należy czytać, aby zrozumieć .... Chcesz? Pokażę ci jak czytać ...

Ona2:
No .... może tylko kilka zdań ...

Ona1:
Tak, to powinno wystarczyć

(siadają przy stoliku Ona1 po lewej stronie, Ona2 po prawej, unoszą chusty, pochylają się nad książką... mrugnięcie światła, przerzucają chusty na plecy, na tylnej ścianie sceny wyświetlone jest wnętrze kawiarni. Słychać cichą muzykę The Beatles "Imagine", cichy gwar głosów)

Scena4

(z prawej podchodzi kelner=On2)

On2:
Na co panie się zdecydowały?

Ona2:
Poproszę pierś indyka z grilla, a ty?

Ona1:
Czy są jakieś potrawy wegetariańskie?

On2:
Oczywiście, (pochyla się nad książką, pokazuje długopisem) O, tu jest wszystko ...

Ona1:
Niech będą szparagi zapiekane pod beszamelem.

On2:
Coś do picia?

Ona1:
Kawę.

Ona2:
Dla mnie też, ale poproszę bezkofeinową ...

(On2 odchodzi)

Ona2:
Nie wiedziałam, że jesteś wegetarianką, od kiedy? To teraz takie modne.

Ona1:
To nie o modę chodzi.

Ona2:
Partia zielonych itd., itp. Pokazać ludziom wnętrze chlewni, czy rzeźni i raz na zawsze oduczyć ich jedzenia mięsa. A całą resztę mięsożernych trzymać w poczuciu winy, współudziału w tym morderstwie ....

Ona1:
Nie jestem wegetarianką, po prostu dzisiaj jest piątek ...

Ona2:
A... to ty nadal... no tak. Przecież dawno to znieśli.

Ona1:
Mój wybór. Tak jak twoja kawa bezkofeinowa. Co za sens pić kawę bez kofeiny - to po co pijesz kawę?

Ona2:
Dobra, dobra - o serduszko mi chodzi. Ale a propos serduszka, powiedz lepiej jak było z tym twoim cichym wielbicielem.

Ona1:
Spotkałam go w bibliotece, najpierw byłam wściekła, bo nie oddał na czas książki, ale potem zaprosił mnie na herbatę ...

Ona2:
I na herbacie się skończyło? Nie mów ...

Ona1:
Żebyś wiedziała, że na herbacie się nie skończyło. Była jeszcze długa pogawędka. Wiesz, mamy ze sobą bardzo wiele wspólnego ...

Ona2:
Tak, lubicie te same filmy, tę samą muzykę, i tak dalej, i tak dalej, ale przejdźmy do szczegółów. Jaki on jest?

Ona1:
Normalny, czego nie można powiedzieć o większości twoich znajomych.

Ona2:
Najlepszą obroną jest atak. Nie chcesz to nie mów. A poza tym od kiedy to normalność jest cnotą?

Ona1:
Od zawsze, moja droga.

Ona2:
Zależy kto ustalał normy. Normy, moja droga, zmieniają się. Dzisiaj jest zupełnie normalnym to co było nienormalne jeszcze niedawno.

Ona1:
Nie dla mnie.

Ona2:
Trzeba z żywymi naprzód iść....

Ona1:
Cytujesz przeżytek....hi,hi....

(po lewej stronie pojawia się mężczyzna On1, w długim szarym płaszczu z postawionym kołnierzem. Ona2 - zwrócona twarzą w tamtą stronę, zauważa go, pochyla się nad stolikiem, mówi szeptem)

Ona2:
On tu jest.

Ona1:
Kto.

Ona2:
Nie oglądaj się. On tam stoi, chodzi za mną już od kilku dni, chyba mnie śledzi.

Ona1:
Śledzi? Co ci do głowy przyszło? Pewnie ci się wydaje ...

Ona2:
Żadne wydaje. Jest taka sprawa ... chodźmy stąd, ale już, proszę!

Ona1:
A jedzenie?

Ona2:
Chodźmy! Co tam jedzenie. No szybciej... tam jest drugie wyjście (podnoszą się i szybko wychodzą środkiem)

(On1 podchodzi do stolika, zdejmuje płaszcz, siada, bierze książkę i zaczyna przeglądać. Mrugnięcie światła, na tylnej ścianie sceny wyświetlane jest wnętrze gabinetu lekarskiego. Słychać pukanie do środkowych drzwi)

Scena5

On1:
Proszę!

On2: (ubrany w brązową kurtkę narciarską z kapturem zakładaną przez głowę)
Czy pan doktor już przyjmuje?

On1:
Tak, tak, już przyjmuję (unosi się z krzesła, bierze z wieszaka biały, długi fartuch lekarski wiązany/zapinany z tyłu, ubiera na siebie). Już przyjmuję. Z czym pan przychodzi?

On2:
Z dylematem, ale to inna sprawa. Mam pobolewania wątroby, o tu (pokazuje ręką)

On1:
A skąd pan wie, że to wątroba, hm? To może być woreczek żółciowy, nerka, zagięcie okrężnicy, dwunastnica, a w końcu ból może rzutować z zupełnie innego miejsca.

On2:
No, niby może i ja się na tym nie bardzo znam. Myślałem, że to wątroba, a teraz widzę, że to całkiem poważny problem.

On1:
Widzi pan tę książkę (unosi książkę, otwiera) Tu jest wszystko, wszystko o zdrowiu i chorobie, życiu i śmierci.

On2:
Czyli znajdzie tam pan doktor coś na temat mojej choroby, prawda?

On1:
A co panu jest?

On2:
O tu (pokazuje) mnie boli, nie wiem co tam jest, może ...

On1:
Jak często? Jak długo? Od kiedy?

On2:
Co pewien czas. Czasem dłużej, czasem krócej. A od kiedy? Od dawna, już od kilku lat.

On1:
I teraz pan do mnie przychodzi, a boli od kilku lat.

On2:
Nie miałem czasu, aż tak nie dokuczało.

On1:
Ale teraz zaczęło mocniej dokuczać?

On2:
Może trochę częściej.

On1:
Widzi pan, nauka z dnia na dzień robi ogromne postępy. Choroby jeszcze niedawno nieuleczalne są dziś pod kontrolą, nawet można się przed niektórymi zabezpieczyć odpowiednią profilaktyką. To jest niebywały sukces, a im wcześniej nastąpi rozpoznanie, tym większa szansa na sukces. A pan mi mówi, że od kilku lat. A jak choroba posunęła się przez ten czas...

On2:
Przecież sam pan doktor mówił, że medycyna czyni ogromne postępy. Po prostu czekałem ... na ten postęp.

On1: (ironicznie)
Ha, ha, ale śmieszne. Pan sobie żartuje, a ze zdrowiem żartów nie ma. Wątroba? Pije pan?

On2:
Nie.

On1:
I dalej pan sobie żartuje. Myśli pan, że zmieni pan sobie wątrobę na nową, co? Klonowanie, prawda? Nowe płucka dla palacza, nowa wątróbka dla alkoholika, nowe serduszko..., a kto za to zapłaci?

On2:
Ale ja naprawdę nie piję. A postęp jest chyba dla wszystkich, no nie?

On1:
Wie pan, że we Włoszech, w San Remo naukowcy wprowadzili do różnych kwiatów gen z jakiejś tam świecącej fluoryzującej rybki czy meduzy, który powoduje, że kwiaty fluoryzują, świecą w ciemności. Pięknie prawda? Tylko po co? Kosztowało to miliony dolarów. Na bukiecik takich kwiatów stać będzie tylko najbogatszych. Wprowadzili także ten gen do małpy, ale małpa nie chce świecić. I co pan na to? Wie pan jak by to było zabawnie, takie świecące małpy na drzewach...

On2:
 To jest bez sensu. Komu to służy?

On1:
Bez sensu, proszę pana to jest nie przyjść do lekarza przy pierwszych objawach choroby, bo tych wszystkich cudów, o których mówiliśmy, nie ma , choć teoretycznie są. Rozumie pan?

On2:
Rozumiem?

On1:
Muszę pana zbadać. Chodźmy do pokoju zabiegowego (wstają i idą przez prawe drzwi) Wątroba, pan mówi ....
 

(Z lewej strony wchodzi Ona2. Mrugnięcie światła. Na tylnej ścianie sceny wyświetlane jest wnętrze małego sklepiku/kantoru. Warkot jakichś urządzeń)

Scena6

Ona2:
Jest tu kto? Halo?

(On2 wychodzi środkiem ubrany w długi ciemny fartuch)

On2:
W czym mogę pani pomóc? A, to pani. Co tam nowego?

Ona2:
Czy on tu był?

On2:
Jaki on?

Ona2:
No, mężczyzna w długim szarym płaszczu, z podniesionym kołnierzem...

On2:
Nie wiem, zaraz zapytam kolegi (krzyczy do tyłu) Był tu ktoś przed chwilą?

On1: (Głos z zaplecza)
Nikogo nie było.

On2:
Nikogo nie było. A ... a miał być?

Ona2:
Nie wiem. Miałam się z kimś spotkać, nie przyszedł. Potem wydawało mi się, że ktoś za mną zaczął iść.

On2:
Tak, i jakimś cudem zjawił się tutaj przed panią. Jasnowidz, wiedział gdzie pani pójdzie.

Ona2:
Ja wiem - to brzmi bez sensu.

On2:
Sama pani mówi. Trzeba myśleć logicznie, wie pani ...

Ona2: (z roztargnieniem)
Tak, tak, tak wiem.

On2:
A jak zdrówko i sprawy, powiedzmy sobie, finansowe.

Ona2:
Nie o zdrówko panu chodzi, tylko o to kiedy oddam dług, tak?

On2: (zacierając ręce)
Zdrówko zawsze najważniejsze, ale zaraz po nim pieniążki.

Ona2:
To ile jeszcze tego zostało ....  z procentami?

On2:
Tak od razu ... z procentami..., aż tak mi się nie śpieszy!

Ona2:
Panu się nie śpieszy, bo procenty rosną.

On2:
Jak w banku, tylko, że nikt o tym nie wie, a o to pani przecież chodziło...

Ona2:
Dobrze, dobrze. To ile tego zostało?

(podchodzi do stolika, siada, zakłada okulary, otwiera książkę)
On2:
Tu, proszę pani wszystko jest, nic się nie zgubiło, nic nie przekręciło, wszystko na swoim miejscu. Niech pani usiądzie.

Ona2:
Nie, nie. Muszę już iść. To jak z tym moim długiem?

On2:
A no jest. Pięć tysięcy trzydzieści i dwa.

Ona2:
Ma pan tutaj dwieście, proszę odpisać.

On2: (bierze pieniądze)
To się rozumie, ale niech się pani tak nie śpieszy. Przecież pani nigdzie nie wyjeżdża, prawda?

Ona2:
Nie, nie wyjeżdżam, ale może mnie nie być przez kilka tygodni.

On2:
Doskonale, doskonale. Trzeba wypocząć!

Ona2:
Tak, wypocząć. Do widzenia, może nawet do zobaczenia.

On2:
Jak w banku ... (wychodzi środkiem, Ona2 wychodzi na lewo, w drzwiach mija się z wchodzącymi (On1 i Ona1). Spogląda na nich i wychodzi. Mrugnięcie światła, na tylnej ścianie wyświetlone jest wnętrze kawiarni. Cicha muzyka, gwar głosów)
 
 

Scena7

(stoją przy drzwiach)

Ona1:
Tylko herbata, prawda?

On1:
No i pogawędka, to chyba normalne przy herbacie?

Ona1:
Może. A o czym chce pan gawędzić?

On1:
O gwiazdach, są nam przychylne.

Ona1: (śmieje się)
Zajmuje się pan astrologią?

On1:
Nie, ale myślę, że to dobry początek.

Ona1:
Początek czego?

On1:
Wszystkiego. Na początku był Wielki Wybuch. Jakaś przeogromna gwiazda wybuchła i był to początek wszechświata.

Ona1:
Albo tak nam się wydaje.

On1:
W każdym razie gwiazdy to dobry temat na rozpoczęcie pogawędki, znajomości a może i wszechświata.

Ona1:
Jest przecież wolny stolik, czemu nie siadamy?

On1:
Widocznie nie mają tutaj w zwyczaju zapraszać gości do stolika, chodźmy.

(Ona1 i On1 podchodzą do wieszaka i stają przy samych drzwiach. On1 zdejmuje z niej płaszcz, stojąc od strony widowni zasłania ją płaszczem i swoją osobą. Mrugnięcie światłem, na  tylnej ścianie sceny wyświetlona jest krata na całej długości, słychać metaliczne odgłosy, przesuwanych krat. Przez drzwi szybko i niezauważalnie dla widowni (On1 zasłania , szeroko zdejmując jej płaszcz) wchodzi Ona2 w więziennym ubraniu, trzyma ręce na plecach. Ona1 prowadzi więźniarkę do stolika, (jest w stroju strażniczki więziennej), Ona1 pozoruje, że ściąga jej kajdanki, usadza ją na krześle po lewej stronie stolika, staje za jej krzesłem. On1 zdejmuje płaszcz. Stojąc tyłem do widowni, zakłada okulary i siada po prawej)

Scena8

On1:
Jestem pani obrońcą z urzędu. Podobno nie stać pani na innego.

Ona2:
Jeszcze do wczoraj nie wiedziałam, że potrzebuję obrońcy.

(On1 przegląda książkę)
On1:
Wszyscy potrzebują.

Ona2:
Jakoś nie zdawałam sobie z tego sprawy.

On1:
A tak, potrzebuje pani, (wskazuje na książkę) tu jest wszystko dokładnie spisane.

Ona2:
Tylko, widzi pan, ja niczego złego czy sprzecznego z prawem nie zrobiłam. Cokolwiek tam napisali, przysięgam panu, że to nie jest prawdą.

On1:
Każdy tak mówi...

Ona2:
Tylko, że w moim przypadku to jest prawdą.

On1:
To także każdy mówi.

Ona2:
Myślałam, że pan jest moim obrońcą.

On1:
Będę nim, jak się wszystkiego dowiem. Wtedy będę wiedział, jak poprowadzić obronę.

Ona2:
Powtarzam...

On1:
Proszę pani. W sądzie będzie pani musiała położyć rękę na biblii (podnosi książkę) no proszę, niech pani spróbuje, i przysiąc, że będzie pani mówiła prawdę. No proszę, co? nie może pani...  Jednak nie taka niewinna.

Ona2:
A kto z nas jest bez winy?

On1:
Tak do niczego nie dojdziemy (spogląda na strażniczkę) Proszę nas zostawić samych (Ona1 wychodzi na prawo)

Ona2:
Mimo wszystko, dalej nie wiem co pan chce usłyszeć.

On1:
To była jedyna metoda, żeby panią ukryć

Ona2:
Co? Ukryć?

On1:
Tak postanowiono w centrali i niech pani nie pyta dlaczego. Miało wyglądać naturalnie.

Ona2:
Mogliście mnie uprzedzić...

On1:
I wtedy pewnie zadzwoniłaby pani do swojej przyjaciółki, syna ...

Ona2:
Jednym słowem wszystko o mnie wiecie. A mój syn?

On1:
Na tej wojnie jest chyba bezpieczniejszy niż tutaj. Złoży pani zeznania i będzie pani mogła wyjść z ukrycia. Właśnie po to tutaj jestem, żeby panią przygotować na pytania ich obrońców. Będą próbowali panią zniszczyć, podważyć każde pani słowo. Wyszukają w pani życiorysie wszystko, co może być użyte, aby panią zdyskredytować jako świadka, zniszczyć, podważyć autorytet.

Ona2:
Ale ja nie mam nic na sumieniu.

On1:
A kto z nas jest bez winy. Proszę sobie dobrze wszystko przemyśleć i przypomnieć co mogli by przeciw pani wyszperać i to od samego dzieciństwa. Rozumie pani?

Ona2:
Rozumiem. Postaram się.

On1: (woła do tyłu)
Strażnik! (wchodzi Ona1) Jutro zapoznamy się dokładnie z oskarżeniem i może w przyszłym tygodniu przygotujemy linię obrony. Myślę, że doszliśmy do porozumienia? Do widzenia. (wychodzi na prawo i natychmiast przebiera się, patrz niżej)

Ona1:
Wstawaj i daj ręce na plecy. (nie śpiesząc się zakłada jej kajdanki, w trakcie tego mówi) No co, zmądrzałaś? Każdy myśli na początku, że jest twardziel. A prawo takich nie lubi (popycha ją przed sobą, wychodzą na lewo)
 
 

Scena9

(mrugnięcie światła, na ścianie wyświetlane jest wnętrze gabinetu lekarskiego. On1 i On2 wychodzą z prawej strony. On1 przebrany w biały mnisi habit - tak się ustawia, żeby widzowie nie widzieli, że to habit, z kapturem na plecach, ale myśleli, że to biały fartuch lekarski, w którym zszedł ze sceny, siada po prawej stronie stolika. On2 przebrany w brązowy mnisi habit, poprawia ubranie, jak po badaniu lekarskim, dopina się, rękami podtrzymuje zrolowany w pasie habit, tak, żeby widzowie myśleli, że jest w swojej kurtce narciarskiej z kapturem, w której zszedł ze sceny, siada za stolikiem.)

On2:
I jak to wygląda, panie doktorze? Jest źle, prawda?

On1:
Wątroba powiększona na trzy palce, trochę twarda. Musimy zrobić próby wątrobowe, a potem może biopsję. A najważniejsze, niech pan więcej nie pije.

On2:
Ja!?, Ja nie piję, nigdy, panie doktorze! Przecież już mówiłem

On1: (pisze coś, mówi z powątpiewaniem)
Tak, nigdy. Tu jest skierowanie na badania.

On2:
Dziękuję, panie doktorze, a ... ale .... ja nie mogę tych badań robić... wie pan pobieranie krwi.... te wszystkie zabiegi...

On1:
Pan żartuje.

On2:
Teraz wysyłają mnie na wojnę, a ja nie mogę ... nie chcę brać broni do ręki

On1:
Czyli cała ta pana wizyta, jest po to tylko, żeby wyłgać się od wojska.

On2:
Nie mogę, moja religia mi zabrania, rozumie pan doktor. A poza tym sam pan doktor mówił - z wątrobą jest źle.

On1:
Tego nie mówiłem. Trzeba najpierw wszystko zbadać, ale pan nie chce się badać ... Nie jest najlepiej, ale ...

On2:
Ja wiem, że wszystko jest w rękach Boga, ale niech mi pan doktor tylko powie czy z tym można żyć?

On1:
Ze wszystkim można żyć. Kwestia jak długo. A to zależy od pana - czy pan będzie dalej pił, czy nie. Wszystko w pana rękach, rozumie pan, w pana rękach.

On2:
Ale ja nie piję!

On1:
Gratuluję. (On2 nie wstaje, po chwili milczenia) Jeszcze coś?

On2:
Mówi pan, że wszystko w moich rękach. Hmmmm ... Mam, wie pan doktor, wątpliwości ...

Scena10

(Mrugnięcie światła. Na tylnej ścianie wyświetlane jest wnętrze celi klasztornej, słychać ciche męskie śpiewy chóralne. On1 i On2 zakładają kaptury)

On1:
Wiem mój synu, każdego nachodzą czasem wątpliwości. To normalne. Człowiek jest tylko człowiekiem, istotą ułomną. A Pan wystawia nas na próby. Wątpliwości powiadasz. Mnie także ...

On2:
Ojca także nachodziły wątpliwości?

On1:
Przecież to naturalne. Cała sztuka polega na tym jak nasze wątpliwości przezwyciężać. Jak udowodnić naszą niewiedzę, bo z niej wyrastają wątpliwości.

On2:
Niewiedzę czy brak wiary? To nie jest to samo.

On1:
Gdy masz dowody - to wierzysz. Gdy wierzysz - nie potrzebujesz niczego udowadniać. Jedno wynika z drugiego.

On2:
Ale, każdy mówi co innego, ja nie mówię o braciszkach z naszego zakonu, ale mówię o tym co jest w gazetach, w radio, w telewizji. Każdy opisuje jak gdyby inny świat, inne prawdy... A prawda powinna być jedna, uniwersalna, jedyna ...

On1:
Dobrze synu powiedziałeś - "każdy opisuje". To tak samo jak z opisem czegoś innego, na przykład obrazu. Każdy dostrzeże w nim inne kolory, detale, odbierze inną atmosferę, wrażenia. Jednemu się on spodoba, drugiemu - mniej. A jest to jeden i ten sam obraz.

On2:
De gustibus non disputandum est.

On1:
To nie o gusta chodzi. Wyobraź sobie synu, że na świecie nie istnieje żadna religia ...

On2:
Ależ ojcze, tak nie można!

On1:
Przecież przyszedłeś z wątpliwościami, czyli już podważyłeś coś w co wierzysz. Ale nie lękaj się, wyobraźmy to sobie razem.

On2:
No dobrze - na świecie nie istnieje żadna religia.

On1:
Czy świat zniknął?

On2:
No... nie, dlaczego miałby zniknąć. Świat jest nadal, ale bez religii.

On1:
Czyli jakaś rzeczywistość nadal istnieje, jakaś uniwersalna rzeczywistość, prawda?

On2:
Prawda.

On1:
Bóg przecież stworzył ten świat. To jest ta Boska Rzeczywistość. Niepodważalna, jedyna! Każdy potem patrzy na to boskie dzieło i tak jak z obrazem, opisuje go na swój ludzki sposób, bo nie potrafi inaczej.

On2:
Każdy dostrzega w nim inne szczegóły, detale, barwy.

On1:
Ale każdy opisuje tą samą Boską Rzeczywistość, tyle, że po swojemu. Z kolei dla Boga każdy z nas jest tym jedynym, najistotniejszym elementem, dla którego On stworzył ten świat.

On2:
Jesteś bardzo mądry ojcze.

On1:
To nie moja mądrość (sięga po książkę, wskazuje na nią, puka w okładkę) Tu znajdziesz odpowiedź na wszystko. W niej zobaczysz, że Pan mówi bezpośrednio do ciebie. Każdy jest dla Niego tym jedynym, najważniejszym stworzeniem, o które się troszczy (odkłada książkę)

On2:
Dziękuję ojcze. (odzywają się dzwony)

On1:
Pora na wieczorną modlitwę (podnosi się) Chodźmy synu.

On2: (przepuszcza go przed sobą, wstając uwalnia mnisi habit, który był zrolowany w pasie - nie widać tego gdyż  jest zasłonięty stołem i drugą osobą.)
Tak ojcze.

Scena11

(wychodzą środkiem, On2 przepuszcza przed sobą Ojca. Drzwi domykają się powoli. On1 zaraz po wyjściu zrzuca habit i ubiera marynarkę kolejarza i czapkę kolejarską, mrugnięcie światła, na tylnej ścianie wyświetlone wnętrze poczekalni kolejowej, słychać odgłosy stacji, pociągów, zapowiedzi przez głośniki. Z lewej wchodzi Ona2, drzwi nie zdążyły się domkąć, Ona2 widzi to i woła)

Ona2:
Niech pan zaczeka! Proszę pana!

(wraca On1, przebrany za kolejarza)

On1:
Nawet za potrzebą już wyjść nie można. Gwałtu, rety, co się dzieje?

Ona2:
Nie zdążyłam na pociąg.

On1:
Nie pani pierwsza, nie ostatnia i nie jedyna ... Od kiedy człowiek wymyślił pociągi - ludzie się spóźniają. To niejako wynika z definicji pociągu ...

Ona2:
Ale ja muszę być w Rudniku.

On1: (otwiera książkę, sprawdza)
Będzie następny, za godzinę.

Ona2:
Następny?... Dla mnie to był ten jedyny, na który miałam się przesiąść. On będzie na mnie czekał na stacji, rozumie pan? On będzie czekał, a tu pociąg przyjeżdża, a mnie nie ma.

On1:
Jak kocha, to poczeka.

Ona2:
Nie, to nie o to chodzi. Rozumie pan, mój syn! Jedzie na wojnę do Afganistanu. To nawet nie jest nasza wojna, dlaczego go wysłali? Będzie przejeżdżał przez Rudnik. Mają tam pół godziny postoju ... To był właśnie pociąg .... (z płaczem) Nie będę mogła nawet się z nim pożegnać ...

On1: (znowu przegląda książkę)
Nie mogła pani wcześniej ....

Ona2:
Jak wcześniej? Musiałam być w sądzie jako świadek. Przedtem cały tydzień trzymali mnie w takim specjalnym miejscu, żeby mnie nie dopadła mafia, zanim złożę zeznania w sądzie. Słyszał pan o świadku koronnym?

On1: (dalej przegląda książkę)
Nawet nie chcę słyszeć. Wygląda mi na to, że niebezpiecznie jest nawet o tym słyszeć.

Ona2:
To co ja mam zrobić? Są tu jakieś taksówki?

On1:
Taksówki są, ale przy tym ruchu na drogach .... nie, nie zdąży pani.

Ona2: (z rezygnacją i rozpaczą)
Nie wiem, czy go jeszcze kedyś zobaczę. Przecież tam giną ludzie.

On1: (stukając w książkę)
Weźmie pani pociąg do Leżajska, za piętnaście minut ...

Ona2:
Do Leżajska? To w drugą stronę!

On1:
Tak, ale tam złapie pani pośpieszny, który jedzie przez Rudnik. Wygląda na to, że będzie pani w Rudniku nawet trochę wcześniej niż tym pociągiem co go pani przegapiła, to był osobowy ....

Ona2: (z wyraźną ulgą)
Za piętnaście minut do Leżajska. Jak mam panu dziękować?

On1:
Cieszę się, że pani pomogłem, ale to tu (puka w książkę) jest wszystko. Człowiek by przecież tego nie spamiętał.

Ona2: (podchodzi za stolik, patrzy w książkę)
Jak się na tym wyznać, to wygląda kompletnie niezrozumiale?

On1:
Trzeba umieć czytać, proszę pani. Jedno wynika z drugiego. Gdzieś jest początek biegu pociągu, gdzieś stacja docelowa. Te linie krzyżują się, przeplatają, ale dzięki tej książce, można wiedzieć jak znaleźć odpowiednią drogę, nie przegapić swojego pociągu.

Ona2: (śmiejąc się)
Alfa i Omega kolei państwowych.

On1:
Niech się pani nie śmieje. (łapie się za brzuch) Ale teraz, pani wybaczy, właśnie wychodziłem ... Tak, muszę się pośpieszyć ... (wychodzi szybkim krokiem)

Ona2: (spogląda na zegarek)
Ja także. (chodzi nerwowo po scenie, jeszcze raz spogląda na zegarek)

Scena12

(mrugnięcie światła, na tylnej ścianie wyświetlone wnętrze komisariatu, kraty. Odgłosy jakiś krzyków, kroków, metaliczne zamykanie okratowanych drzwi. Z lewej wchodzi Ona1, w mundurze policyjnym)

Ona2:
Dlaczego pani kazała mi tak długo czekać w poczekalni. Ja muszę złożyć skargę.

Ona1:
Skargę?

Ona2:
Ktoś za mną bez przerwy chodzi, śledzi mnie. Czuję, że jestem w niebezpieczeństwie.

Ona1:
Wydaje się pani.

Ona2:
Nie sądzę. Stale ten sam mężczyzna, gdzie się nie ruszę. Rano wychodzę z domu - stoi w bramie naprzeciwko, potem za mną idzie. Wchodzę do sklepu, biblioteki, kawiarni, fryzjera - on za mną.

Ona1:
Pewnie cichy wielbiciel. Groził pani, mówił coś?

Ona2:
Nie, cały czas obserwuje mnie z pewnej odległości. Wie pani, szary płaszcz, kołnierz uniesiony wysoko ...

Ona1:
Czyli nie jest pani w stanie podać jego rysopisu.

Ona2:
Nie, ale ...

Ona1:
Wie pani, nie mamy dostatecznie dużo ludzi, żeby za każdym postawić anioła stróża.

Ona2:
Ale prawo ....

Ona1: (bierze książkę ze stolika)
To jest proszę pani prawo. Tu znajdzie pani wszystko. I zapewniam panią, że chodzenie za kimś nie jest przestępstwem.

Ona2:
Nawet jeśli ten ktoś czuje się zagrożony?

Ona1:
To jest subiektywne - czuć się zagrożoną, a być w realnym zagrożeniu. Przecież nikt pani nie groził.

Ona2:
Jeszcze nie. Czyli muszę zaczekać, aż mnie pobiją, zgwałcą, obrabują lub zamordują - wtedy będzie zgodne z prawem.

Ona1:
I po co ta ironia.

Ona2:
To nie ironia, to fakt - za panią nikt nie chodzi.

Ona1:
Niestety. Widocznie jestem mniej atrakcyjna.

Ona2:
Proszę pani, wypraszam sobie. Chcę złożyć skargę! I mam do tego prawo. Skargę musi pani przyjąć.

Ona1:
Chciałam oszczędzić pani kłopotów i rozczarowań.

Ona2:
Albo sobie pracy.

Ona1:
Jak pani sobie życzy. Poproszę o jakiś dokument stwierdzający pani tożsamość.

(Ona2 podaje)

Ona1: (przypatruje się, zastanawia)
Pani chwileczkę zaczeka (wychodzi na prawo, wraca po chwili z umundurowanym policjantem=On2) Mówi pani, że za panią ktoś chodzi, nic dziwnego.

Ona2:
Nie rozumiem.

Ona1:
Jest za panią wystawiony list gończy. (do policjanta) Proszę założyć jej kajdanki i odprowadzić do aresztu.

Ona2:
Zaraz, zaraz, ja tu przyszłam ze skargą, a nie po to, aby zostać oskarżoną.

Ona1:
Nikt nie zna dnia, ani godziny.

Ona2:
To wszystko nieprawda, to jakiś zły sen. O co oskarżona?

Ona1:
Lepiej niech pani już nic nie mówi. Ma pani prawo do obrońcy, jeśli panią nie stać - dostanie pani z urzędu. Wyprowadzić.

(On2 wyprowadza oskarżoną, pomimo jej protestów)

Ona1:
No tak, teraz będę miała robotę papierkową (spogląda na zegarek), ale to już nie dzisiaj. (zakłada płaszcz, bierze książkę)

(Mrugnięcie światła. Na tylnej ścianie sceny wyświetlone jest wnętrze biblioteki, jak w pierwszej scenie)

Scena13

Ona1: (rozgląda się)
Gdzie to może leżeć?

(nadchodzi On1)

Ona1:
Proszę pana ...

On1: (w śmiesznych drucianych okularach, w garniturze w prążki)
Tak, słucham. A to pani. No i co? Udało się pani uratować świat?

Ona1:
Nie bardzo. Szukam drugiego tomu tej książki. Nie wie pan, na której półce będę mogła go znaleźć.

On1: (przygląda się kiążce)
Ta książka nie ma drugiego tomu. To już jest wszystko.

Ona1:
Jak to wszystko? Nie znalazłam tam odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Nie każdy wątek został wyjaśniony do końca.

On1:
Chyba będzie musiała pani jeszcze raz przeczytać. Wszystko jest tam wyjaśnione do końca. Widocznie coś pani przegapiła. Takie to teraz czasy, ludzie się śpieszą nie mają głowy do tego, żeby zwracać uwagę na szczegóły, drobiazgi...

Ona1:
Pan naprawdę wszystko z tego wyczytał i zrozumiał?

On1:
Nie tak od razu, nie od razu. Na to trzeba czasu, ciszy ...

Ona1:
Gdzie znaleźć czas, ciszę?

On1:
Niech pani usiądzie. Tu jest cisza. Zawsze lubiłem bibliotekę, z zapachem książek, z tą powagą i ciszą ...., zwłaszcza wieczorem, gdy już biblioteka jest zamknięta, gdy już przetoczą się przez nią poszukiwacze kryminałów i książek kucharskich z jakąś tam cudowną dietą życia....

Ona1:
Chciałam podziękować panu za miłą pogawędkę przy herbacie ...

On1:
Cała przyjemność po mojej stronie, zresztą chciała pani ratować świat. Niech się pani nie martwi. On jest w dobrych rękach (wychodzi środkiem kręcąc głową)

(Ona1 siada przy stoliku, otwiera książkę)

(wchodzi On2)
On2:
Podobno szuka pani jakiejś książki.

Ona1:
Ten pan już mi wyjaśnił ....

On2:
Jaki pan? Tu nikogo innego nie było. Biblioteka już zamknięta (spogląda na zegarek) od godziny, jeszcze tylko pani ....

Ona1:
Ale ten pan, z którym rozmawiałam przed chwilą (opisuje wygląd aktora) wysoki/niski, siwy/łysy w takich śmiesznych drucianych okularach, w garniturze w prążki ...

On2: (przypomina sobie)
Aaa, aaa, ten pan. To musiało się pani coś pomylić. Musiała go pani widzieć kiedy indziej. Ten pan umarł, proszę pani

Ona1: (wstaje od stolika, zostawia otwartą książkę)
Przecież rozmawiałam z nim przed chwilą

On2:
To, to niemożliwe, umarł dwa tygodnie temu. Był lekarzem. Proszę sobie wyobrazić - ludziom pomagał, a sobie pomóc nie potrafił. Oj, takie to życie, nic nie warte.

Ona1:
Przecież z nim rozmawiałam. (idzie w stronę środkowych drzwi) O, tędy wyszedł.

On2: (wzrusza ramionami)
To drzwi do magazynu, musiało się pani przewidzieć...

Ona1:
Nie wierzę! Muszę sama zobaczyć. (wychodzi)

On2:
Tam nie ma wstępu. Co za ludzie, nie uwierzą choćbyś im tłumaczył jak ...  Ech, Tomasze niewierne (idzie za nią) Proszę pani, tam nie wolno wchodzić; nieupoważnionym wstęp wzbroniony ... (wychodzi środkiem)

Scena14

(Uruchomiony zostaje film. Dwie wysokie szafy z książkami przy środkowych drzwiach zaczynają rozpadać się od góry. Ma to przypominać upadek wież World Trade Center w Nowym Jorku. Wszystko zasnuwa "kurz". Po chwili na tylnej ścianie sceny wyświetlone jest błękitne niebo z białymi obłokami. Promień białego światła pada także na książkę pozostawioną na stoliku. Słychać szum wiatru, jakąś bardzo delikatną muzykę. Po chwili kurtyna opada)
 
 

K U R T Y N A


Wszystkie prawa zastrzeżone.

Copyright 
2001-2003 Wszelkie prawa  zastrzeżone. Grzegorz Górski