mailto

Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone. Przedruk, cytowanie lub dokonywanie wyciągów z tekstów umieszczanych na tej stronie wymaga pisemnej zgody autora grzegorz@mailcity.com



"Kontrakt ślubny"

Autora reprezentuje Agencja Dramatu i Teatru ADiT

Kontrakt ślubny, (2001) - sztuka w dwóch aktach.



Grzegorz Górski
Tytuł: Kontrakt ślubny
 

Osoby:
Roman - młody mąż
Alicja - jego młoda małżonka
Szofer/Odźwierny/Lokaj - te postacie gra jeden aktor, dosyć chudy
Dziadek - starszy mężczyzna, również wychudzony
 
 

Migawka 1 - Na rozdrożach.


(Późny wieczór. Na płótnie namalowane "szczere pole", na horyzoncie stare zamczysko. Mgła ściele się przy ziemi. Z prawej strony dwie smugi światła - od zaparkowanego samochodu. Samochód nie musi być widoczny. W smugach światła stoją Roman, Alicja, Szofer. Bagaż (dwie potężne walizy, jedna mała torba i aktówka ustawione na ziemi) wyłania się z mgły.)

Szofer:
Stąd to musicie już państwo iść na piechotę ...

Roman: (rozczarowany)
Ale to będzie ze cztery kilometry ...

Alicja: (patrząc na ustawione na drodze walizki)
Jak my się z tym wszystkim zabierzemy? ...

Roman: (do szofera, wskazując w stronę zamczyska)
Przecież prosta droga prowadzi do samego zamku ... Nie może pan podrzucić nas troszkę bliżej? ... Powiedzmy pod same wrota ...

Szofer: (zasępiony)
Jak pan mówi - "prosta droga" - no to państwo nie zabłądzicie. Podrzucić to może bym i mógł, ale Dziadek by się wściekł ...

Alicja:
Jaki Dziadek?

Szofer:
Właściciel zamku ...

Roman: (zniecierpliwiony)
Ale on już dawno nie żyje ...

Szofer: (zmartwiony)
No, podobno tak ludzie mówią, wie pan ... ludzie różne rzeczy mówią ...

Roman: (uśmiechając się)
O, to ja już wszystko rozumiem. To ta historia, którą opowiadają o jakimś duchu, który nocami krąży po tym zamczysku (rozlega się głos puszczyka)

Alicja: (przestraszona)
Duch! Jaki duch? (do Romana) Nic mi nie mówiłeś o Dziadku ducha, o ... o ... o duchu Dziadka. Ja się nigdzie nie ruszam. Siedzę tu na walizkach ... (gwałtownie siada na walizkę, walizka przewraca się, Alicja podskakuje z krzykiem grozy, przytula się do Romana, słychać skowyt psa)

Szofer: (zmartwiony, drapie się po głowie)
Ale Dziadek i tu się czasem zapuszcza. 

Alicja: (wskazując na przewróconą walizkę)
To, to może on był?

Szofer: (krzywi się z powątpiewaniem)
E, nieeee. To walizka się sama przewróciła - złośliwość rzeczy martwych. (zauważa dwuznaczność wyrażenia, kładzie zakłopotany rękę na ustach) No tak, o czym to ja mówiłem. O, wie pani, Dziadek jest starej daty. Za jego czasów to jeszcze samochodów na przykład nie było, zaprzęgi to co innego. A tak, zobaczy samochód i jeszcze się przestraszy ... Dlatego nie mogę jechać dalej. 

Alicja: 
Tak? Duch się przestraszy? To ja się mogę przestraszyć ...

Szofer:
On był zawsze taki strachliwy ... za życia. Przestraszy się i gdzieś ucieknie. Potem szukaj wiatru w polu. Tak przynajmniej wiemy gdzie jest. (konfidencjalnie) Jak go państwo zobaczycie, to proszę głośno się nie bać, żeby Dziadka nie przyprawić o apopleksję ...

Roman: (z rozbawieniem)
Wprowadza pan atmosferę. Rozumiem, rozumiem ... Wczasy z duchami ... Nawet się panu trochę udało ...

Szofer: (wyciąga rękę po pieniądze)
To ja bym już sobie może pojechał ... pan wie ... Dziadek.

Roman: (płaci)
Słyszysz Alu? Wakacje z dreszczykiem - tak jak ci obiecywałem.

Alicja: (dalej przytulając się do Romana, z rozczarowaniem)
Myślałam, że o innym dreszczyku mówiłeś. Miało być romantycznie i we dwoje. Na co nam jeszcze jakiś Dziadek?

Roman: 
Chyba nie powiesz, że mu uwierzyłaś? He, he ... żartujesz! Reklama dźwignią handlu - rozumiesz? Bierzemy nasze rzeczy. (podnosi walizki, stęka, Alicja bierze mała aktówkę Romana) A coś ty tu napakowała?

Alicja: (oddalają się, światło przygasa)
Nigdy nie wiesz, co ci się może przydać ...

WYCIEMNIENIE
(Pierwsze płótno zostaje podciągnięte.)

Migawka 2 - U wrót


(Drugie płótno przedstawia otwarte wrota zamku. Nieotynkowany kawałek ściany. Słychać wycie psa, pohukiwania puszczyka. Mgła ściele się po ziemi. Na tle wrót stoją Roman, Alicja i Odźwierny, który do złudzenia przypomina Szofera)

(Alicja zmęczona siada ostrożnie na walizkę, przedtem badając jej stabilność)

Odźwierny/Szofer: (wyłania się z ciemengo wnętrza wrót. Mówi niskim głosem)
Witamy we wrotach naszego zamczyska.

(Alicja podrywa się przestraszona, lgnie do Romana)

Roman: (zadowolony)
To pan już tu?

Alicja: ( z ironią)
Typowa gościnność.

Odźwierny:
Pan pewnie mówi o moim bracie bliźniaku. On jest u Dziadka za szofera.

Roman:
Uderzające podobieństwo ...

Odźwierny:
Prawda? Pan też to zauważył? Powiem panu, że podobieństwo tak uderza, że nieraz miałem siniaki ... Wiecie państwo, z tego samego tatusia jesteśmy ...

Alicja:
To się chyba rozumie samo przez się ...

Odźwierny:
A, na dwoje babka wróżyła ... Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi ...

Alicja:
Może pan wziąć te bagaże.

Roman:
A ja przeniosę moją młodą żonę przez próg. Wie pan, to będzie nasza noc poś ... chciałem powiedzieć podróż poślubna ...

Odźwierny:
O, to zapowiada się wam długa noc. Na pewno nie zmrużycie oka do samego rana ...

Roman: (z kawaleryjską fantazją)
No, to się rozumie!

Alicja: (skromnie)
O czym wy mówicie? (do odźwiernego) No wie pan, tak mnie straszyć. To co będzie z tymi bagażami?

Odźwierny:
Dziadek mi za to nie płaci. Tak na prawdę, to on już dawno mi za nic nie płacił.

Roman: (szuka po kieszeniach)
Pan znowu z tymi bajeczkami. Rozumiem, rozumiem - rekalama dźwignią handlu (wyciąga pieniądze, podaje odźwiernemu). To może teraz da się coś zrobić?

Odźwierny:
Pan to potrafi z ludźmi rozmawiać. No pewnie, że się da ... Zaraz zawołam lokaja (znika w cieniu wrót)

(Roman bierze Alicję na ręce, światło przygasa, rusza w kierunku wrót)
 
 

WYCIEMNIENIE
(Drugie płótno zostaje podciągnięte.)
 
 

AKT I - W komnacie


(Wnętrze komnaty. Przyćmione światło. Pomieszczenie umeblowane starymi meblami - łoże z baldachimem, szafa, stół z kilkoma krzesłami, stojąca zbroja, duży zegar szafkowy - głośno chodzący i bijący całkiem niespodziewanie. Szare ściany, duży kominek. Wiele drzwi. Wchodzić i wychodzić można przez wszystkie drzwi, przez szafę, zegar, kominek, a także ukryte przejście w ścianie. W pomieszczeniu stoją przytuleni do siebie Roman i Alicja, obok Lokaj, który do złudzenia przypomina Odźwiernego/Szofera)

Lokaj/Odźwierny/Szofer: (zmęczony i zadyszany)
Państwo się może do nas przeprowadzają?
(ustawia walizki po prawej stronie łoża z baldachimem)

Alicja: (tuląc się do Romana, słodkim głosem)
Tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Prawad Romuś? Czy pan, to pan szofer?

Lokaj: (w trakcie tej rozmowy nie patrzy na Romana i Alicję, raczej w stronę publiczności)
Szofer to mój brat bliźniak ...

Roman: (tuląc się do Alicji)
A co my jeszcze potrzebujemy - poza sobą? A odźwierny?

Lokaj:
To mój drugi brat bliźniak, bo nas jest trzech bliźniaków ...

Alicja: (gładząc Romana po włosach, całując w ucho, mówi raczej do Romana)
Z tego samego tatusia?

Lokaj:
A rozumie się, bo tatuś chciał mieć dziewczynkę i dlatego trzy razy próbował ...

Roman: (słodko, mówi raczej do Alicji)
Próbował?, próbował? Taki uparty był ...

Lokaj:
No właśnie trafił pan w samo sedno. Jak już sobie coś ubzdurał, to był panie taki twardy, że lepiej nie mówić. Ale i tak Dziadek jest jeszcze bardziej uparty.Ten to jak się zaparł, to nam, panie, tak rzadko płaci ... (wyciąga znacząco rękę po napiwek)

Alicja: (z rozmarzeniem)
Taki twardy, twardy ... tatuś ...

Roman: (przytula Alicję)
Jak stal ... (płaci odwracając głowę do lokaja) Mam wrażenie potrójnego "déja vu" ...

Lokaj: (odwraca się do Romana i Alcji)
O, pan umie po francusku? ... (zauważa dwuznaczność wyrażenia, kładzie zakłopotany rękę na ustach) To zostawię państwa samych. ( z ironią) Bawcie się dobrze, hi, hi ... (sam się upomina bijąc się po ręce) Jestem już śmiertelnie poważny. Już nic nie mówię. Acha, gdyby państwo czegoś potrzebowali, proszę zadzwonić, albo zawołać - zaraz ktoś się po-ja-wi (macha rękami jak duch), hi, hi ... (wychodzi)

Alicja: (dalej przytulona do Romana)
Czy słyszałeś co on powiedział? Zrobił to specjalnie! Może nawet ważniejsze jest - jak on to powiedział: "zaraz ktoś się po-ja-wi" (macha rękami jak duch, rusza biodrami przytulona do Romana) hi, hi ...czuję, że cię w końcu wzięło ...

Roman:
To tylko dźwignia ... dźwignia handlu. Oni tu nastawieni są na straszenie. Taka odchyłka zawodowa. O! - "Tym chata bogata w czym pracuje tata."

Alicja: (odsuwając się od Romana)
Chyba Dziadek ... Oka nie zmrużę do rana ...

Roman:
Nie mów, że na to liczyłaś ...

Alicja:
No wiesz! A masz mnie czym nastraszyć?

Roman: (próbuje ją objąć)
Może by się coś znalazło ...

Alicja:
A to trzeba aż szukać? (wyślizguje się z objęć, ucieka na prawą stronę łoża, koło walizek)

Roman:
Co? Teraz się boisz?

Alicja: (rozpina szybko walizkę i wyciąga bardzo kusą i przeźroczystą koszulkę nocną. Posługuje się nią jak płachtą na byka)
To moja nocna koszulka ...

Roman: (próbuje ją zajść z jednej strony - Alicja przesuwa się w drugą)
Nie będzie ci potrzebna ...

Alicja:
Obiecanki, cacanki ...(Roman próbuje ją zajść z innej strony - Alicja przesuwa się w przeciwną)

Roman: (cały czas próbując ją złapać)
Jak cię złapię to pożałujesz tego co mówisz. Zobaszysz! Nic i nikt ci już wtedy nie pomoże. Będziesz moją niewolnicą ...

Alicja:
Tak, tylko musisz mnie najpierw złapać ...
(znowu ucieka)

(W tym momencie ni z tego ni z owego gwałtownie i głośno bije zegar. Alicja przerażona rzuca się w ramiona Romana.) 

Alicja: (mówi ze strachem)
Co, co to by-było? Skąd ten huk?

Roman: (także trochę przestraszony, rozgląda się)
To, to tylko zegar. A mam cię. Przyszła koza do woza ... (popycha ją na łóżko)

Alicja: (przewraca się na łóżko)
To się nie liczy ...

Roman: (wchodząc za nią na łóżko)
Liczy się, liczy ...  (zaczynają się śmiechy, chichy, kotłowanina)

Alicja:
Nie liczy się, to było podstępem. Mmummm (namiętnie i znacznie ciszej) 
Mmmmm ... (cichutko) Aaaaa ... Mmmmm (znowu głośno) Auuuu ... (głośno)

(W tym czasie obraca się fragment ściany - tajne przejście. Wchodzi Dziadek. Przechodzi przodem sceny, w długiej nocnej koszuli, w szlafmycy na głowie, ze strachem w oczach, gryząc ze strachu paznokcie, skrada się patrząc w stronę widowni. Słyszy pojękiwania za sobą. Mówi ze strachem)

Dziadek: 
Znowu słychać jęki. Dusze potępione, cierpią katuszeeee ... duuuchyyyy. Aaaaa (krzyczy ze strachu, wybiega po drugiej stronie sceny trzaskając drzwiami)

(Roman i Alicja podrywają się, wyskakują z łóżka na środek sceny)
Roman: (porozpinanan koszula, włos w nieładzie)
Co to było?

Alicja: (porozpinana, włosy zmierzwione)
Ktoś tu był. Trzaskał drzwiami ...

Roman:
A może nam się tylko zdawało ... W starych zamkach często podłoga skrzypi, rozsycha się ... szpary wilgotnieją ... to znowu wysychają i ... skrzypi ... no ... tak ...

Alicja: (patrząc na Romana, ze śmiechem)
Ale ci się chrzani ... Ja bym coś zjadła ...

(Słychać głośne pukanie gdzieś w głębi komnaty. Alicja przytula się na środku sceny do Romana, zaczyna piszczeć)

Alicja: (przytulona do Romana, podskakując, piszczy)
Iiiiiii ...

(W tym czasie cicho otwierają się drzwi od szafy i przez szafę wchodzi lokaj z tacą. Na tacy dwa talerze z jedzeniem, karafka z winem i dwa kieliszki. Lokaj staje tuż za Alicją i Romanem)

Lokaj: (Chrząka)
Hmmm, hmmm, pani życzyła sobie kolację?

Alicja: (podskakuje i wrzeszczy)
Łaaaaa, du-du-duchyyyy!

Roman:
To lo-lo-lo-lo (przełyka ślinę) - lo-lokaj.

Alicja: (poprawia ubranie i uczesanie)
Tak bez pukania ...

Lokaj:
Pukałem, ale pani była zajęta ... piszczeniem ...  A mówiłem, mówiłem (stawia tacę na stole), no i wystraszyli nam państwo Dziadka.

Roman, Alicja: (na zmianę)
Dziadka?
Jakiego Dziadka?
Myśmy nie widzieli ...
Żadnego Dziadka na oczy ...

Lokaj: (z powątpiewaniem)
Tak, tak ... Wyleciał, panie, jak szalony. Krzyczał coś o duszach potępionych. "Jak one muszą strasznie cierpieć, żeby takie, panie, jęki z siebie wydawać" - powiada. Ledwo go uspokoiłem. Jeszcze, panie, raz i apopleksja gotowa. A on się, panie, tak bał ... za życia, to teraz pewno ma jeszcze gorzej, bo tam to ma same duchy, no nie ...

Roman:
To rzeczywiście ma ..., ale może on był gdzie indziej ... myśmy go nie widzieli ...

Alicja:
A on w ogóle jest widoczny?

(Roman i Lokaj spoglądają na nią)

Alicja:
No, co? Duchów chyba nie widać ...

Lokaj:
A wie pani, to mi do głowy nie przyszło, ale jakoś ja go widzę ... od czasu do czasu oczywiście. Jak mi jest winny pieniądze to go ni jak zobaczyć nie można ...
Takie ma widać wybiórcze znikanie ... To mówicie państwo, że go tu nie było?
(spogląda podejrzliwie na nich)

Roma i Alicja: (na zmianę)
Nie!
Nie!
Ani trochu ...
Chyba, żeby w tej niewidocznej formie.
Chyba, żeby ...
Nie.
Nie!

Lokaj:
Chyba ... żeby ... Smacznego ... (wychodzi przez dowolne drzwi)

Roman: (podchodzi do stołu, nalewa z karafki do kieliszków, wznosi toast)
Za naszą poślubną noc. Nie mogę się już doczekać. Nie spodziewałem się, że będziesz taka zasadnicza w tych sprawach. Znamy się już od pół roku i tylko na pocałunkach i przytulaniu się kończyło. "Zaczekaj do ślubu!" - "Zaczekaj do ślubu!" No to jesteśmy już po ślubie. (Podaje Alicji kileliszek, przytula ją i całuje w usta)

Alicja: (wznosi toast)
Za naszą poślubną noc! Co chcesz, tak mnie wychowano ...

Roman:
Ale teraz, to już niczym się nie wymigasz. Długo na to czekałem. Przygotowałem dla ciebie coś specjalnego ...będziesz wiła się w rozkoszy ..., ale jeszcze poczekaj ... (zaczyna rozpinać jej bluzkę)

Alicja: (zarzuca mu ramiona na szyję)
Teraz już jestem twoja. (całują się)

(Nagłe bicie zegara, bardzo głośne. Przestraszeni odskakują od siebie.)

Alicja:
Cóż to znowu? ..., a zegar!

Roman:
No, nie! Ja się nerwicy płciowej nabawię. To jest niezdrowe. Człowiek już zwarty i gotowy, a tu nagle taki hałas i wszystko (pokazuje opadanie) łeeee.
Zobaczysz, będzie ze mną jak z psem Pawłowa.

Alicja:
Co, miał kłopoty z potencją?

Roman:
Nie, tylko na dzwonek soki mu podchodziły do żołądka ...

Alicja:
To nie masz się czego obawiać. (pociąga łyk wina, smakuje) Hm, dobre wino. (zagląda na talerze) Proszę, proszę - łosoś wędzony, kawior ... To musi nieźle kosztować ...

Roman: (zdenerwowany)
No, tak! Teraz zacznie się o pieniądzach. No proszę, no przypomnij mi znowu, że to ty więcej zarabiasz, że to ty masz całą forsę, gdzieś tam ulokowaną, a ... aaa ja jestem goły ...

Alicja:
Bo to prawda, że ja mam forsę i nic na to nie poradzisz, przecież chyba nie dla forsy się ze mną ożeniłeś. A ciebie kocham, zwłaszcza gdy jesteś goły ...

Roman: (udaje naburmuszonego)
Teraz tak mówisz, ale już ci się jedzenie nie podoba, bo za drogie ...

Alicja: (przytula się do niego, kładzie mu palec na ustach)
Ciiiichooo! Nie psuj wszystkiego. Ja też mam dla ciebie niespodziankę ... Kochasz mnie? ...

Roman: (dalej naburmuszony)
Wiesz, że tak ...

Alcija: (popycha go w kierunku łóżka)
Ale tak bardzo, bardzo, bardzo ...?

Roman: (już tylko udaje naburmuszonego, uśmiecha się na koniec)
Tak bardzo, bardzo, bardzo ... (opiera się plecami o belkę podtrzymującą baldachim)

(Alicja przytula się do niego, całuje w usta, rozpina mu koszulę, wędruje pocałunkami wzdłuż torsu w dół. Roman odchyla głowę do tyłu patrzy w górę, wzdycha)

(Nagle z wielkim hukiem otwiera się zegar i wpada do komnaty Dziadek. Alicja podskakuje z krzykiem)

Alicja:
Auuuu! Co to?

(Roman siada zdenerwowany na łóżku)
Roman: (także krzyczy)
Uwiąd starczy, ot - Co to? - Nerwica murowana, tylko tyle mi zostało ... (kuli się, podciąga kolana pod brodę)

Alicja: (patrzy na dziadka)
Cicho, żeby go nie przestraszyć.

(Dziadek zauważa Alicję i Romana. Z krzykiem zaczyna uciekać)
Dziadek: 
Auuuuu! Duchy!!!!!
(biegnąc wpada na stojącą zbroję, przewraca się razem ze zbroją. Huk jest niesamowity. Podnosi się. Zabiera od zbroi miecz i wymachując nad głową, atakuje powietrze przed sobą, znowu młynek mieczem nad głową)
Dziadek:
Zgiń, przepadnij maro jedna

(Alicja i Roman stoją wpatrzeni w to wszystko z otwartymi ustami)

Alicja:
Ale huknęło jak on rąbnął w tę zbroję ... czyli on jest cielesny, przynajmniej w tej chwili.

Roman:
Myślisz, że teraz by zapłacił lokajowi, i tym tam wszystkim bliźniakom, to może ja ich zawołam ... (zaczyna się wycofywać, Alicja łapie go za koszulę)

Alicja:
Myślę, że on jest cielesny, ma ciało jak należy, skoro huknął o zbroję jak należy ...

(Dziadek cały czas krzycząc walczy z powietrzem)

Roman:
Może to jest duch co ma swoje ciało jak należy?

Alicja:
Skoro ma ciało jak należy - to nie duch. 

Roman:
Tylko jak mu to wytłumaczyć ... trzeba jakoś tak delikatnie, żeby nie dostał apopleksji.

Alicja: (do Dziadka)
Proszę pana!

Roman:
Panie Dziadku!

(Dziadek przerywa na moment, spogląda na nich i zaczyna z jeszcze większą furią)
Dziadek: (krzyczy, machając mieczem)
Zgiń, przepadnij maro okropna, A uuuu! 

Alicja: (do Romana)
Czekaj, on myśli, że to my jesteśmy duchami.

Roman:
On się nas po prostu panicznie boi ...
(zaczyna iść w kierunku Dziadka)

Alicja:
Nie podchodź do niego, bo ci jeszcze co obetnie tym mieczem ...

Roman:
A, uwiąd starczy ... nie przypominaj mi.

Alicja: (krzyczy do Dziadka)
Panie Dziadku! My nie jesteśmy duchami!!!

Dziadek: (zwalnia ruchy mieczem i mówi chytrze)
Tak, wszystkie tak mówią, a jak człowiek ich nie przegoni, to potem po nocach jęczą i straszą. Już niejedną parę duchów stąd przegoniłem ... (znowu bierze zamach)

Roman:
Ale my naprawdę nie jesteśmy duchami ...

Dziadek:
U hum. Tak, już wam wierzę.

Alicja: (podchodzi do stołu, uderza ręką w blat)
O, słyszy pan. Też ciało mam jak trzeba.

Dziadek: (z przymrużonym okiem)
Całkiem jak trzeba, całkiem, całkiem (odkłada miecz na łóżko, oblizuje się, idzie w kieruknu stołu) Co to kawior?

Alicja:
Tak, (zaczyna jeść). O widzi pan, jem. A duchy nie jedzą. 

Dziadek:
Tylko niech dla mnie trochę zostawi. (wskazuje na Romana) A temu co się stało, że tak stoi, jakby ducha zobaczył.

Alicja:
Ma nerwicę, zaraz mu przejdzie.

Dziadek: (objadając się)
Ha, ha! Za moich czasów to były nerwice. Nie to co to tam ... (spogląda na Alicję)
Całkiem, całkiem ... ciałko jak należy, panie ...

Roman: (budzi się z odrętwienia)
Proszę pana, to moja żona ...

Dziadek:
Coś takiego? A nie podobna do pana ...

Roman: (zdenerwowany)
Kim pan w ogóle jest, co pan tu robi?

Dziadek:
Jestem księgowym ze Stalowej Woli. Przyjechałem raz obejrzeć ten zamek i wsiąkłem, ni jak nie mogę wyjścia znaleźć. A jak już mi się uda - to zaraz mnie Lokaj łapie i wpycha z powrotem i na dodatek  pieniądze jakieś chce ode mnie. A czy ja mu coś jestem winien? (zajada wędzonego łososia) Mnie tak nikt nie karmi.

Alicja:
To w końcu nikt tu nie straszył? To myśmy się niepotrzebnie bali ...

Roman:
Ale Szofer mówił, a i Lokaj później. Nerwica płciowa mnie chwyciła ...

Dziadek:
A ja panu powiem, że te bliźniaki  jakieś dziwne są. Wszyscy do tej pory uciekali jak się na nich wydarłem. Tylko oni jacyś dziwni. Tak łażą po tych korytarzach, krużgankach, komnatach. Suche to takie, nie widziałem nigdy, żeby jedli.
To oni tu pewnie starszą ... może nawet oni nie są całkiem cieleśni ...
 
 

K U R T Y N A
 
 

AKT II - w tej samej komnacie


(Ta sama dekoracja. Wszyscy siedzą przy stole. Dziadek najedzony, zadowolony, klepie się po brzuchu, cały czas podrywa Alicję)

Dziadek: (spoglądając na Alicję łakomym wzrokiem)
To mówicie, że to wasza podróż poślubna, a on (wskazuje na Romana) nie zdatny. Może tego, panie, ja bym co pomógł. (spostrzega wściekły wzrok Romana, mówi do Romana) Szczęściarz z pana. Takiego pączusia pan wyszukał. 

Alicja: (śmiejąc się trochę za głośno)
Dlaczego pączusia. Przecież nie jestem gruba ...

Dziadek:
Ale słodziutka, jak pączuś (całuje ją w rękę)

Roman: (zdenerwoawany i zły)
Jako duch mógł sobie pan pozwalać, ale ... jako księgowy, to ja sobie wypraszam. 

Dziadek:
Niech się pan tak nie denerwuje, bo się panu nerwica odezwie i ... (unosi palec do góry) nic z tego nie będzie.

Roman:
Zdaje się, że niedługo napiszą o tym w lokalnej, zamkowej gazecie. (z wyrzutem do Alicji) No wiesz kochanie, tak rozpaplać wszystko ...

Alicja: (pociągając łyk wina, sprawia wrażenie troszkę wstawionej)
Wszystko co ludzkie nie jest duchom obce. No nie? (klepie Dziadka po dłoni)

Dziadek:
Nic z intencji, bez potencji ... hi, hi ...

Roman:
Dziękujemy panu za wspólną kolację. Teraz może moglibyśmy zostać w końcu sami ...

Dziadek:
A pewnie, pewnie. Zaraz sobie pójdę, tylko najpierw mi powiedzcie, jak stąd wyjść, żeby całe to bliźniacze trio mnie znowu nie ucapiło. Hm? Jak bym mógł kogoś zawiadomić, żeby czekał na mnie na rozdrożach, to pewnie by mi się udało, bo tam już wiele razy dobiegłem ...

Roman:
A trafi pan tam?

Dziadek:
No pewnie, tylko muszę się przestraszyć, bo wtedy biegnę na oślep ...

Alicja:
Z tym nie będzie problemu ...

Dziadek:
Ale ja się ciebie nie boję, złotko ...

Alicja:
I ja nie o tym mówię, tylko o zawiadomieniu tego kogoś (idzie do walizki, wyciąga telefon komórkowy, i mały, przenośny komputer) Proszę bardzo do kogo chce pan dzwonić, a może pocztę komputerową użyć?

Roman: (łapie się za głowę)
Całe biuro przywiozła!...

Alicja:
Tylko najpotrzebniejsze ...

Dziadek:
Po kolegę zadzwonię, niech czeka na rozdrożach, żeby go trio nie zobaczyło (bierze telefon od Alicjii) O tu trzeba nacisnąć, tak? Acha, (wyciska numer)

Alicja: (do Romana)
Nie denerwuj się już ... zaraz zajmę się twoją ... kuracją hi, hi ...

Dziadek: (do telefonu)
Tak ... to ja ... ... a żyję, żyję ... no nie odzywałem się ... ale teraz się odzywam ... potrzebuję twojej pomocy ...

Roman: (do Alicji)
A uwiąd starczy ... też leczysz?

Dziadek: (do telefonu)
A tak ... i to zaraz ... Przyjedź na rozdroża ... Tak, koło zamku, tylko ani nic bliżej, stój i czekaj. Załatwione? No ...

Alicja: (do Romana)
Uwiąd to moja specjalność ...

Roman:
Myślisz, że nie będzie już więcej problemu? ...

Dziadek: (wyłącza telefon, mówi do Romana)
Będzie stał, panie, i czekał choćby do sądnego dnia ... (spostrzega spojrzenie Romana) No, co?

Alicja: (zaczyna chichotać)
Pan też specjalista?

Dziadek:
A co pani myślała? Księgowy jestem, ze Stalowej Woli ... W księgach to u mnie, panie, wszystko zawsze stoi jak należy ... (do Alicji, wskazując na komputer) To, to teraz taki mały, przenośny, panie, a robić to, to cokolwiek potrafi?

Roman:
Tylko nie mały, wypraszam sobie ...

Alicja:
Pewnie, cały mój interes kontroluję z tego komputera. Pan jest księgowy, to pan rozumie jakie to ważne mieć wszystko na swoim miejscu. 

Roman: (z cierpiącym wyrazem twarzy)
Konsylium lekarskie, czy co ...

Alicja:
Wszystkie finanse, inwestycje, wydatki, wpływy, podatki, ...

Dziadek:
I to tak na odległość? Nie!, nie wierzę. Może pani sprawdzić, czy ktoś, na ten przykład, nie manipuluje pani interesem, gdy pani tu odpręża się na wywczasach? No, może pani położyć rękę na pulsie, czy nie? Hę?

Roman: (siada zrezygnowany przy stole)

Alicja: (rozgląda się po komnacie)
Tylko się podłączę, gdzie jest gniazdko? Miało być. Romuś sprawdził, przed wyjazdem. Wie pan, ja nie mogę zostawić interseu nawet na chwilę, cały czas muszę mieć go na oku ...

Roman: (zrezygnowany)
Szczyt patologii - interes  na oku ...

Dziadek:
Takie jak do telefonu? A, to jest koło łoża ...

Alicja: (podłącza się)
Proszę, pamięć się ładuje, teraz jeszcze chwilkę poczekamy ...

Dziadek: (do Romana)
Patrz pan, to dla mnie jest niepojęte, no czego to ludzie, panie, nie wymyślą ...

Alicja:
Teraz podłączamy się do internetu ...

Roman: (do Dziadka)
A co pan myślałeś, takie to czasy teraz ..., człowiek stał się niewolnikiem tej całej aparatury.

Alicja:
Jeszcze tylko hasło ... (odwraca ekran małego komputera do Dziadka) Proszę! Niech pan patrzy. No i co, nie mówiłam ... (stuka na klawiaturze) Romuś! Akcje poszły dzisiaj w górę. Znowu konto urosło o 2.3% ... No co? Tak się dzisiaj prowadzi interesy.

Dziadek:
Proszę!, pani na wywczasach, a jej rośnie ...

Roman: (znowu zły)
Tak! Jej to zawsze rośnie ...

Alicja:
Jeszcze się tylko wyloguję ...

Dziadek:
Co pani zrobi?

Alicja: (składa komputer)
Wyloguję. Wyjdę ze swojego konta ...

Dziadek:
Stale człowiek musi się uczyć, to, panie, życia na to wszystko nie starczy.

Roman: (zdenerwowana i zły)
Ja panie, także nie zdążyłem się tego wszystkiego nauczyć za życia ... dopiero teraz, panie, auuuuu ... (udaje ducha) po śmierci, auuuu ..., zgłębiam tajniki osieciowania, auuuu ...!

Dziadek: (zrywa się przerażony)
Wiedziałem, że coś z nim nie tak, nic nie jadł, i cieleśnie taki niepewny, A kysz, maro przebrzydła, aaaaa! (ucieka przez dowolne drzwi)

Alicja: (z wyrzutem)
No i dlaczego to zrobiłeś?

Roman: (zniecierpliwiony)
Bo by się inaczej nie odczepił! No zobacz, która godzina? Czy tak miała wyglądać nasza noc poślubna? Dziadek się do ciebie wdzięczy, a ty mu wszystko pokazujesz ...

Alicja: (kokieteryjnie)
Zazdrośniku jeden ...

(Roman przytula się do niej. W tym momencie słychać głośne pukanie, Roman i Alicja odskakują od siebie przestraszeni)

Alicja:
A cóż to znowu?

Roman:
Przecież tu nie ma żadnych duchów, jest tylko uwiąd ...
(Otwierają się drzwiczki od zegara i wchodzi Lokaj)

Lokaj:
Hałasu tyle narobili, jakby zbrojna walka tu się odbyła. No proszę (wskazuje przewróconą zbroję). No co, nie mówiłem? Pewnie znowu wystraszyli mi Dziadka. 

Alicja:
To Dziadek przewrócił rycerza ...

Lokaj:
Tak, tak ... najlepiej zwalić na kogoś. Żeby mi to stało na miejscu ... (wychodzi dowolnymi drzwiami, wyraźnie zły, mrucząc pod nosem)

Roman:
A propos zbroi ... to kiedy zajmiesz się moją kuracją ...?

Alicja: (bierze swoją kusą i przeźroczystą koszulkę, powiewa nią w powietrzu jak płachtą na byka)
Tylko się przebiorę. Do tej kuracji mam specjalny uniform. Co, podoba ci się ...
(wychodzi przez drzwi po prawej)

Roman: (siada na łóżku, rozgląda się, jego wzrok pada na przewróconą zbroję, podchodzi do niej, z dużymi kłopotami podnosi z podłogi, kilka razy różne elementy zbroi wypadają mu z rąk, jest dużo hałasu, Roman także może się przy okazji potknąć i przewrócić. Musi to chwilę potrwać i musi być dużo hałasu. W końcu zmęczony mówi do zbroi grożąc jej palcem.)
Ty też masz stać jak należy. Zrozumiano. Wszystko dzisiaj stoi ...
(Bierze z łóżka pozostawiony tam miecz i stara się wcisnąć go do dłoni zbroi ostrzem pionowo do góry, musi tam być jakiś mechanizm, żeby miecz ustawiony pionowo w górę, po pewnym czasie powoli opadał w dół. Kilka razy miecz opada, w końcu Romanowi udaje się ustawić go pionowo, podnosi palec do góry i mówi do zbroi)
To jest rozkaz! Zrozumiano? 
(Idzie w stronę łóżka i nachyla się nad aktówką, z łazienki wchodzi Alicja, w długim białym szlafroku, z białym ręcznikiem narzuconym na głowę, tak, że nie widać jej twarzy. Roman odwraca się, spostrzega ją i z krzykiem cofa przewracając na walizkach.)

Alicja: (wycierając głowę ręcznikiem)
Co to były za hałasy? Nie ma to jak dobry ciepły prysznic, tobie też doradzam jako pierwszy element kuracji ... gorący prysznic. (ściąga ręcznik z głowy)
Co robisz na podłodze?

Roman: (robi kilka pompek, podnosi się z podłogi)
Nic tak nie pobudza krążenia, jak trochę gimnastyki - zanim człowiek wskoczy do łóżka ... Ale gdzie ta słynna (symuluje ruchy płachtą na byka) koszulka nocna?

Alicja: (odrzuca z głowy ręcznik, rozwiązuje szarfę szlafroka, rozsuwa poły szlafroka na boki.)
No i ... już cię bierze?

Roman: (podchodzi do niej, całuje, przytula)
Umarłego by ruszyło. (zsuwa szlafrok z jej ramion, zdejmuje i zarzuca na sterczący w górę miecz zbroi. Alicja zostaje w samej, bardzo skąpej i prześwitującej koszuli, oraz majteczkach)

Alicja:
Tylko bez tych porównań proszę. Umarłego? ... umarłego? W tym zamczysku to trochę nie na miejscu.

Roman: (przytula ją)
Wszystko jest na miejscu. Tylko moja nerwica mnie ... troszkę ... no wiesz. Mówiłaś coć o specjalnej kuracjii ...

Alicja: (mocno przytulona biodrami do bioder Romana)
A może lambada (przytulonymi biodrami ociera się mocno o Romana wykręcając pośladkami ósemki) poprawi krążenie, hm?,  ... jeszcze troszkę, ... hm? (zaczynają poruszać się po komnacie, na lewą stronę łoża, Alicja nuci lambadę) hm? coś drgnęło ... hm?,  O, tak! Teraz to czuję wyraźnie.

Roman: (tańczą przytuleni)
Czy jakiś lekarz powiedział ci o tej metodzie?

Alicja:
Kobieca intuicja ...

Roman: (nadal tańcząc przesuwają się w stronę łóżka, Roman podśpiewuje)
Lamba-da, bamba-da, da-da ...
(całuje Alicję, przewracają się na łóżko. )

(W tym momencie miecz przykryty białym szlafrokiem wyraźnie się przechyla, opada i po chwili cała zbroja upada z hukiem. Roman i Alicja wyskakują z łóżka na dwie różne strony)

Roman: 
Zaraz zejdę, zaraz zejdę ... serce tego nie wytrzyma. O, a jeszcze ... moja nerwica płciowa ...

Alicja: (podbiega do Romana)
Co to było? Trzeeeęsienie ziemi ...

Roman:
Nie tak sobie to wszystko wyobrażałem. To mnie zupełnie wytrąciło z równowagi ...

Alicja:
Co? � trzęsienie ziemi????

Roman: (wskazuje na przewróconą zbroję)
Zbroja runęła jak długa ...

Alicja: 
To tylko szlafrok, który rzuciłeś na zbroję wytrącił ją z równowagi, no i runęła. Mój biedny, romantyczny Roman ...chciałeś spędzić tę noc w zamku. Wakacje z dreszczykiem ... (przytula się do niego)

Roman:
Nie, no - teraz to już jest uwarunkowane psychicznie. Zacznę się do ciebie dobierać - to zaraz coś się stanie ... Coś huknie, albo spadnie, albo ...Nie! ... ja już "kaput". Więcej tego nie zdzierżę ...
(Bierze z małej torby piżamę i idzie do łazienki. Po drodze macha piżamą jak płachtą na byka, potem zrezygnowany macha ręką) Może gorący prysznic ... a potem spać ...

(Alicja zostaje sama. Rozgląda się, kładzie palec na ustach, zastanawia się)
Alicja:
No, tak nie może się skończyć. Ostatecznie to jest moja noc poślubna. Ja go jeszcze rozruszam ... (podchodzi do walizki, wyciąga fiolkę z lekarstwem)
Nie ma to jak Viagra! (podchodzi do stołu, otwiera karafkę z winem wrzuca pierwszą tabletkę, miesza poruszając karafką)
Czy to mu starczy? E, przed nami jeszcze tyle czasu do rana (wrzuca następną tabletkę, miesza) Hm, doktor mówił, że to może zaszkodzić na serce ... Eeeee, Romuś ma takie wielkie serce (wrzuca następną tabletkę, miesza). Musi być przecież jak dynamit (wrzuca następną tabletkę, miesza). Taki jakiś znerwicowany (wrzuca następną tabletkę, miesza). Eeee, najwyżej będzie trochę niewyżyty ...
(nalewa do kieliszka, opuszcza jedno ramiączko z koszli nocnej i czeka - stoi tak przybierając różne pozy i czeka - scena przedłuża się - trwa dłuższą chwilę. W tym czasie Alicja to poprawia włosy, to je rozrzuca, unosi ramiączko to je spuszcza, wysuwa jedną nogę do przodu to znowu cofa, odchyla głowę do tyłu, to znowu patrzy na drzwi łazienkowe spode łba. W końcu macha zrezygnowana ręką i odwraca się, idzie w kierunku łóżka. W tym momencie wchodzi Roman w piżamie)

Roman:
Sama pijesz?  Co, dla mnie nie nalałaś?

Alicja:
To właśnie dla ciebie nalałam. Czekam niecierpliwie kiedy w końcu przyjdziesz do mnie (mówi to jak rozpieszczone dziecko) Pij za naszą noc. (Roman wypija kilka łyków, mówi)

Roman:
Wydaje mi się jakieś mocniejsze ...
(kropelka wina spływa mu po brodzie. Alicja zatrzymuje ją palcem i przesuwa do jego ust)

Alicja:
Do ostatniej kropli ... (Roman wypija, Alicja patrzy się na niego) No i?

Roman: 
No i idę spać ... He, he ... żartowałem tylko. Teraz się za ciebie zabiorę, że aż pierze poleci. Nie ma jak gorący prysznic ...

Alicja: (ze zdziwieniem)
Działa? Tak od razu? ...

Roman: (popycha ją, aż Alicja opiera się plecami o ścianę po lewej stronie od łoża. Roman unosi jej ręce i opiera o ścianę nad głową)
Zaraz poczujesz jeszcze wyraźniej jak działa ... (rytmicznie dosiska ją biodrami do ściany)

Alicja: (namiętnie)
Bo mur rozwalisz ... Mmmmm
(W tym momencie ściana - ukryte w tym miejscu drzwi obrotowe - obraca się i oboje wypadają za scenę. Ściana automatycznie zamyka się za nimi. W trakcie zamykania się ściany słychać jeszcze ich głosy  z pogłosem/echem jak z głębokiej studni) Mmmmmm ...
Co to. Gdzie my jesteśmy? Ratunku!

Roman: (głos Romana z echem)
Co jest!? Auuuu. Moja nerwica płciowa ...
 


WYCIEMNIENIE
(Trzecie płótno zostaje opuszczone.)

Migawka 3 - W lochach


(Płótno przedstawia ciemny korytarz - bardzo mało światła, tylko dwie małe pochodnie lub latarnie namalowane na ścianie korytarza rozjaśniają ciemności. Brudna ściana z kamieni, zwisające pajęczyny, łańcuchy przymocowane do ściany. Pod ścianą po prawej leży kościotrup, wszędzie szczury - słychać ich piski. Na podłodze leży na plecach Alicja na niej Roman. Podnoszą się, otrzepują)

Alicja: (podskakuje, przebiera nogami, krzyczy)
Szczury, szczury, zabierz je stąd.

Roman:
Gdzie my jesteśmy?

Alicja: (krzyczy z płaczem, podskakuje)
Nieważne gdzie, zabierz je stąd ...

Roman:
Ja już z tego nie wyjdę.

Alicja:
Wyjdziemy, wyjdziemy. Jakżeśmy wpadli to i wypadniemy.

Roman:
Ale ja mówię o mojej nerwicy płciowej. Ja już z tego nie wyjdę. Teraz to już dożywotnie inwalidztwo ...

Alicja: (odpędza szczury tupiąc)
No, poszły sobie!

Roman:
A tak dobrze szło ...

Alicja:
No paszły won ... (uspokaja się) ... Wreszcie poszły.

Roman:
Ja się wypisuję z trego interesu, nigdy więcej ... Twu!  Nigdy więcej! Nigdy więcej!

Alicja: 
Nie denerwuj się, zaraz znajdziemy przejście ...

Roman:
A gdzie ja mam jeszcze iść? Do sypialni? Po co? Co ja jeszcze mogę zrobić w sypialni - poza pościeleniem łóżka? Hę?

Alicja:
Czas, najlepszym lekarstwem jest czas. 

Roman:
To co? Może mam tu czekać na cudowne wyleczenie. W którą stronę idziemy? W lewo, czy w prawo?

Alicja:
W prawo ... Stój! Czekaj! Tam leży  kościotrup! (znowu przebiera nogami) Łaaaa, ... kościotrup, jednak nic dziwnego, że coś straszyło ...

Roman:
Co straszyło? (pochyla się nad szkieletem) Chyba ty z ręcznikiem na głowie - bo to coś jest sztuczne. Mówię ci dźwignia, dźwignia handlu ...

Alicja: (uspokaja się, bierze głęboki oddech)
Na pewno? Słowo?

Roman:
Sama zobacz.

Alicja:
Nie, nie. Wierzę na słowo ... To ty tam na podłodze, to żadne pompki nie były, tylko ... (zaczyna chichotać) Ale się nabrałeś.

Roman:
Ten cały zamek nastawiony jest na takie numery, może to na innych robi wrażenie, ale nie na mnie ...

Alicja:
Phi, ani na mnie. Jak wrócić do komnaty?

Roman:
A którędy wpadliśmy?

Alicja: (cofa się dwa kroki, obmacuje ścianę)
Jakoś pewnie tędy. Ale ja nie mam tyle siły, żeby to popchnąć ...

Roman: (naciska z całej siły)
Ani drgnie. Jak myśmy to otworzyli z tamtej strony ...

Alicja:
Może to trzeba tak ... (wykonuje rytmiczne ruchy biodrami do przodu i do tyłu)

Roman:
Żartujesz? Nie, no ... chyba żartujesz (opiera się plecami o ścianę) Nie będę się wygłupiał.

Alicja:
Sam pytałeś jak myśmy tu weszli (przytula się do niego) To było tak. Potem podniosłeś mi ręce do góry (unosi jego ręce i przyciska do ściany) No i co?

Roman:
Ani drgnie ...

Alicja:
To co zrobimy?

Roman:
Ja pójdę w prawo, koło kościotrupa, a ty idź w lewo, za chwilę tu wrócimy. Zobaczymy, czy ktoś natknie się na jakieś wyjście ...

Alicja:
Taka sama, w lochu ...

Roman:
Mówiłaś, że się nie boisz ...

Alicja: (wzrusza ramionami)
Phi, no pewnie, że nie. Za chwilę tu wrócimy i spotkamy się koło kościotrupa? Tak? ...

Roman:
Tak, taka romantyczna randka ...

(Alicja odchodzi, odwracając się jeszcze kilka razy przez ramię. Roman chwilę stoi. Spogląda za nią. Po chwili z radością zaciera dłonie i szybkim krokiem odchodzi w prawo)
 


WYCIEMNIENIE
(Trzecie płótno zostaje podciągnięte.)
 

AKT III - w tej samej komnacie co wcześniej - zakończenie


(Wnętrze komnaty. Ta sama dekoracja. Nikogo nie ma. Po chwili wchodzi Roman, siada przy stole, kładzie na stole nogi, odchyla się na krześle, przeciąga się. Po krótkiej chwili z głośnym skrzypnięciem otwiera się szafa i wchodzi Dziadek. Roman nie zwraca na niego uwagi)

Dziadek: (podnosi ręce i zachowuje się jak duch)
Uuuuuu!  Uuuuuuu! (po chwili spogląda na Romana i mówi)
No i czego się nie boisz?

Roman: 
Nie ma jej. Siadaj Dziadek.

Dziadek: (siada przy stole)
A gdzie jest?

Roman:
Szuka wyjścia z lochów.

Dziadek:
Powiedziałeś jej? Śpiąca Królewna w końcu się przebudziła? (rechocze)

Roman:
Nie zdążyłem? Nie wiesz, czy Szofer wyłapał namiary?

Dziadek: (wyciąga pager z kieszeni, naciska guzik)
Zaraz go zawołam ...

Roman:
Przez pół roku grałem rolę idioty ... Zmęczyła mnie ta komedia.

Dziadek:
Ale za jaką gażę! O, to się liczy! ...

(Wchodzi lokaj/szofer/odźwierny, przynosi jeszcze kilka kieliszków, już od drzwi wznosi toast pustym kieliszkiem)

Roman:
A teraz forsa jest nasza ...

Dziadek:
Chodź tu, siadaj do nas. Wypijemy i oblejemy naszą wypłatę ... Masz hasło?

Lokaj/Odźwierny/Szofer: (siada przy stole, nalewają wino do kieliszków, wypijają)
Oczywiście. Jak się tylko podłączyła przez nasz system, od razu ją wymacałem. (bierze duży łyk)  Mocne, cholera. Gdzie to kupiłeś Dziadek?

Dziadek:
Mieli w delikatesach ... 

Roman:
To ile tam tego jest dokładnie?

Lokaj: (po raz kolejny nalewa do kieliszków)
Jeden milion dwieście trzydzieści tysięcy osiemset piętnaście złotych i trzydzieści dwa grosze - na dzisiaj. Ona wszystko ma w akcjach na rynku papierów wartościowych - Teraz giełda zamknięta, ale jutro wszystko sprzedamy i przerzucimy pieniądze na nasze konto. Chodziło tylko o hasło. Romek, wiesz jakie hasło było?

(Roman wzrusza ramionami, stuka się kieliszkiem z Dziadkiem i Lokajem. Wypijają kolejny kieliszek)

Lokaj:
Roman na zawsze - jedno słowo.

Roman:
Nie mów, bo się wzruszę! 

Dziadek: (wyciąga zza pazuchy niewielki zeszycik)
Dobra, to jak stoimy z finansami? Mówisz - jeden milion dwieście trzydzieści tysięcy osiemset piętnaście złotych i trzydzieści dwa grosze. (coś pisze w zeszyciku, mruczy)  Cztery w pamięci, dziewięć ... Te dwie poprzednie panienki, były bardziej dziane ...

Lokaj:
No Romuś, ... teraz już starczy pieniążków, żeby kupić ten zamek i rozwinąć interes na całego. Potem jeszcze tylko do emerytury dorobimy ... (przeciąga się zadowolony) Życie jest, kurna, piękne ...

Roman: (wyciąga z kieszeni papierek)
Nie wyrażaj się jak ... lokaj. A tu mam dla was niespodziankę. Zamek już kupiłem. Właściciel bał się, że się wycofam i spuścił z ceny. Dzisiaj (stuka w zeszycik Dziadka) zarobiliśmy na kawałek naszej emerytury. (nalewa do kieliszków, unosi do góry) To był piękny plan ... (wypijają)

Dziadek: (jedząc kawałek łososia)
A ona z tych lochów nie wyjdzie? Taka jakaś przemądrowata się wydawała ...

Roman: (jedząc kawałek łososia)
To trzeba kawał chłopa, żeby tą kamienną ścianę obrócić ...

Lokaj:
Dwie poprzednie nie wyszły. Jeszcze szczurki kosteczki obgryzają. 

Dziadek: (z niesmakiem)
Zachowuj się, nie widzisz, że jem ...

Lokaj:
Właściwie, to myśmy ich nawet nie zaciukali, po prostu zgubiły się w lochach ...

Roman:
Ale tej mi nawet jakoś szkoda. (kładzie rękę na sercu) Aż mi coś tutaj mówię wam ...

Lokaj:
Roztkliwiasz się na stare lata. Biznes to biznes, bez sentymentów (nalewa do kieliszków) Wypij jeszcze trochę to cię rozluźni ... (klepie go po karku)
A coś ty taki spięty? Tak nie można do życia podchodzić, bo człowiek by się spalił ...

( w tym momencie całkiem niespodziewanie, ale niezwykle głośno bije zegar. Dziadek podskakuje, wypuszcza kieliszek z ręki, pada koło stołu)

Lokaj: (pochyla się nad Dziadkiem)
Apopleksja, słowo daję apopleksja. Straszył wilk razy kilka ...

Roman:
Tyle razy już miałem wyrzucić ten zegar. I mnie mało serce nie stanęło ... (kładzie rękę na sercu, sapie)

Lokaj:
Romuś, on już trup, ale co on tak od razu zesztywniał, jak by już nie żył od wczoraj ...

Roman:
Mnie też jakoś wzięło ... (stoi sztywny, trzęsie nogawką, próbuje poruszyć nogą) W kolanie nie mogę zg- zgi ...
(przewraca się)

Lokaj: (unosi się)
A co was tak wszystkich, kurna, o przepraszam za wyrażenie, rozłożyło. Jad kiełbasiany tak działa. Łosoś wam zaszkodził. Słowo daję - łosoś! To trzeba piorunem odkazić (bierze karafkę i próbuje się napić, nie możę zgiąć ręki) A co się stało z moim łokciem? Nie mogę (próbuje jeszcze kilka razy, zaczyna chodzić po komnacie cały sztywny, ruchy ma jak robot. W pewnym momencie zastyga w bezruchu i przewraca się)

(W tym momencie otwiera się kawałek ściany po lewej i wchodzi zasapana Alicja)

Alicja:
Romuś! Ten kościotrup był prawdziwy ... (zauważa leżących) Ooooh! A cóż się tu stało. Tak się wystraszyli ... Romuś ... (zaczyna biegać od jednego do drugiego, dotyka ich) Jak kamień, jak kamień ... ( podnosi się zasapana, spogląda na stół, bierze butelkę) Cholera! Przedawkowałam. (podbiega do walizki wyciąga telefon komórkowy, zaczyna wykręcać numer, przygląda się im i rezygnuje) Ale co oni tu wszyscy tak razem? ... Coś to nie tak. To miało być tylko dla Romusia ... (podbiega do stołu i zaczyna przeglądać papiery) Romuś właścicielem zamku?! ... Rachunki!? ... Moje imię, moje pieniądze?! ... A więc to tak! (biega zdenerwowana po komnacie) Więc to tak! ... Dobrze wam tak zbiry jedne (siada, wykręca numer telefonu) Halo, to ty ... Nie, jeszcze mu nie powiedziałam, ... nie zdążyłam ... ale jestem wykończona (oddycha szybko) ... Nie, nie to, nie tak jak myślisz. Ledwo żyję ... No nie wygłupiaj się ... a zresztą (macha zrezygnowana ręką) myśl sobie co chcesz.  Jak tam podróż poślubna? ... No właśnie się skończyła, na dobre. Romuś zniknął z mojego życia raz na zawsze ... Nie, nie dlatego,... słowo daję, wcale mu nie powiedziałam ... Co? ... Jak giełda?... Dobrze, poszła w górę. Tak mamo, powinno wystarczyć na kolejny etap operacji. Wiem, że zabieg jest bardzo drogi ... Nie martw się ... Tak ...  wszystko umówione w Szwajcarii.
(wyciera pot z czoła, zdejmuje sobie perukę, pod spodem ma męską fryzurę, siedzi po męsku z szeroko rozłożonymi udami, drapie się też po męsku po kroczu z wyraźną ulgą) Tak jestem zdecydowana mamo, ... ja na prawdę cały czas czuję się kobietą, ... tak mamuś, ...jeszcze jedna operacja plastyczna. No droga, droga, ale warto ... A, mamuś (schyla się i wyciąga kartkę papieru z kieszeni Romana) Dostałam w spadku zamek i trochę forsy ... Z kontraktu ślubnego już się nie wycofa ... nie ... (potrząsa kartką papieru) ... Prawdziwy, ... z murami ... Zobaczysz ... Pa. (Odkłada telefon, przesuwa palcami po twarzy, robi bolesny grymas) Najpierw się ogolę, a potem tu troszkę posprzątamy, odkurzymy, szkła trzeba pomyć ... ...
 


K U R T Y N A

Copyright 
2001-2003 Wszelkie prawa  zastrzeżone. Grzegorz Górski